"Jesteście bardzo dzielni" usłyszałam już kilka razy odkąd zmagamy się z chorobą Krzysia i odkąd zaczęliśmy przygotowywać się do zabrania go do domu.
Usłyszałam to już od lekarza, pielęgniarki, od fizjoterapeuty, od sąsiada.. ktoś z przyjaciół napisał też na Facebooku. Zaczęliśmy się nawet nad tym z mężem zastanawiać.
I chyba powinnam to tu napisać:
NIE, nie jesteśmy dzielni. Nie jesteśmy wcale odważni (zwłaszcza ja). Umieram ze strachu cały czas wyobrażając sobie przeróżne możliwe czarne scenariusze, boję się spuścić Krzysia z oczu, stres mnie trochę zjada, zwłaszcza po nieprzyjemnych przygodach z pierwszego tygodnia, kiedy to przeszliśmy prawdziwy chrzest bojowy (problemy ze sprzętem, zatkanie rurki tracheo).
Odkąd nasz synek jest z nami w domu jest cudownie, bo jesteśmy razem. Jestem naprawdę ogromnie szczęśliwa, że mogę wreszcie spędzać z nim każdą chwilę, być w nocy na każde jego "zawołanie". Ale bardzo, bardzo się o niego boję.
Nie odważyliśmy się jeszcze oboje w tym samym czasie zasnąć - czuwamy na zmianę wsłuchując się w szum respiratora. Staramy się jakoś trzymać, robić dobrą minę do średnio dobrej gry, nie płakać (bo to nic nie daje) i zapewnić Młodemu w miarę normalne życie.
Nie jesteśmy dzielni - my po prostu nie mamy wyjścia :)
Łza się w oku kręci, siły Wam życzę i Krzysiowi również, dużo słońca na tej trudnej drodze...
OdpowiedzUsuńTrochę jednak jesteście;)
OdpowiedzUsuńJak my wszyscy;) Jak Krzyś, wasze córki.
Dzielności wymaga stawienie czoła chorobie.
A płacz świetnie oczyszcza z nadmiaru stresu :P
Kibicuję Wam mocno! i pozdrawiam.
No to super z tym płaczem. Będę miała dobre wytłumaczenie, jakbym się nie mogła ogarnąć :)
UsuńA Ignasia pozwoliłam sobie dodać do moich blogowych linków, bo zaglądam do Was od jakiegoś czasu i lubię bardzo.