poniedziałek, 20 lutego 2017

Ssak Asskea w testach

Jakiś czas temu porównywałam na blogu trzy nieduże ssaki do użytku domowego (LCSU4 używamy teraz w zasadzie na co dzień). Dzięki uprzejmości pana Tomasza z firmy Respirea od kilku dni testujemy nowość na rynku - ASSKEA proVisio M28. Pomyślałam, że napiszę o nim kilka słów, bo bardzo nam się spodobał, a informacji w internecie jest niewiele. Może komuś kiedyś ten wpis się przyda.




Oczywiście cyferki i parametry techniczne to nie moja bajka, więc dociekliwych odsyłam na stronę producenta: http://asskea.de/produkt/provisio-m28
Sprzęt jest nowy, nie widziałam go w sprzedaży w Polsce ale pewnie niedługo pojawi się w ofercie Respirei.
Z parametrów wynika, że to jeden z najmocniejszych ssaków domowych. Naszym zadaniem było sprawdzić w praktyce, czy siła ssania jest faktycznie taka dobra i w ogóle wyrazić naszą opinię o tym urządzeniu.
Według mnie Asskea odsysa super. Krzyś jest akurat zdrowy i niespecjalnie "problematyczny", choć wydzielinę z rurki ma raczej gęstą i bez koflatora czasem ani rusz. Regulacja mocy jest trzystopniowa - my używaliśmy średniej, która jest porównywalna do maxa w Laerdalu czy Weinmannie (zdecydowanie większa niż z Medeli Clario).


Przede wszystkim ssak jest piękny, zgrabny, lekki i elegancki. Ma bardzo wygodny system wpinania i wypinania pojemnika a filtr antybakteryjny montuje się bezpośrednio między pojemnikiem a obudową.
Wadą jest wg mnie sposób włączania i wyłączania. Przycisk jest z boku, nie wystaje i ciężko go "wymacać", w terenie może to być niewygodne. Ale pewnie to kwestia przyzwyczajenia :)

Asskea ma też jakiś zupełnie inny niż wszystkie znane mi ssaki system obrotowy. Nie jest głośny ale przedziwnie terkocze. Jak stara maszyna do szycia albo mały traktorek. Przy zassaniu zwalnia i zupełnie zatrzymuje obroty dzięki temu się nie nagrzewa. Nie wpływa to jednak zupełnie na jakość odsysania, a po kilku dniach przyzwyczailiśmy się do tego dźwięku.


Bateria u nas trzymała 24 godziny bez oznak zużycia, potem dioda z zielonej zmieniła się na żółtą więc podłączyłam go do prądu. Moc cały czas była taka sama (a mam wrażenie, że niektóre ssaki tracą ją przy lekko rozładowanej baterii). Podsumowując po blisko tygodniowym testowaniu: podoba mi się :)

Wiem, trochę to nienormalne ekscytować się wyglądem ssaka medycznego. Ale, my rodzice dzieciaków uzależnionych od technologii, mamy lekko pod tym względem "zryte berety". Ja na przykład odkryłam, że jestem straszną gadżeciarą jeśli chodzi o Krzysiowe niezbędniki i zamierzam raz na jakiś czas podobne wpisy jeszcze popełniać ;)
Szukajcie ich pod etykietą sprzęty.

1 komentarz: