niedziela, 2 kwietnia 2017

Krzyś i kot

Wszyscy nasi znajomi wiedzą, że jesteśmy i od zawsze byliśmy kociarzami. Trzy poczciwe futra: Miki, Tośka i Lagos dzieliły z nami mieszkanie  od lat. Rolki do obierania ubrań z kociej sierści kupujemy w ilościach hurtowych :)



Trzy różne charaktery: Tosia - indywidualistka i wariatka. Zawsze chadza własnymi ścieżkami. Lubi być czesana i czasem dopomina się o pieszczoty, ale nie radzę próbować jej głaskać ot tak po prostu, z zaskoczenia. Można stracić rękę.



Miki - odratowany cudem znajda. Kiedy do nas trafił był zapchlonym, ledwo żywym woreczkiem na kości. Długo dochodził do siebie i nabierał zaufania. Boi się wszystkiego: odkurzacza, śmieciarki za oknem, gości.  Po trudnym dzieciństwie zostały mu problemy żołądkowe i brak zaufania do obcych.



Lagos to "piesokot". Tak go nazwaliśmy, bo w zasadzie więcej w nim psiego niż kociego usposobienia. Jedyne, co go różni od psa to, że nie szczeka i ogonem nie merda :) Znaleziony na śmietniku kochany biało-czarny grubas, pozwalał dzieciom robić ze sobą wszystko, pakował się zawsze gościom na kolana, aportował skarpety czy kapcie i warował pod drzwiami pod naszą nieobecność. Od niedawna jest pupilem Krzysiowych dziadków i szczęśliwy może u nich liczyć na nieograniczony przez inne zwierzęta dostęp do pokarmu.

Podczas naszego pierwszego pobytu w szpitalu, różnie wyobrażaliśmy sobie powrót Krzysia do domu. Był moment, kiedy myśleliśmy, że trzeba będzie dom zamienić w niemalże sterylną szpitalną salę. Bo wiecie.. chore dziecko, tracheotomia, respirator, te wszystkie medyczne akcesoria. Przyzwyczajeni do odsysania Krzysia w jałowych rękawiczkach, do zachowywania niezwykłej ostrożności i dezynfekowania rąk przy każdym wejściu i wyjściu z jego sali, obserwując jak salowe odkażają wszystkie sprzęty i myją podłogę dwa razy dziennie, myśleliśmy przez chwilę , że podobne nawyki trzeba będzie przenieść na grunt domowy. Przez chwilę, bo szybko wyprowadzili nas z błędu inni rodzice "respiratorowców", z którymi nawiązaliśmy kontakt. Ale lekki niepokój pozostał.
Co rusz też zadawano nam pytanie "A co teraz zrobicie z kotami??". Bo niby niewychodzące, zdrowe, czyste, ale sierść fruwa przecież wszędzie, no i jak to koty - skaczą po stołach, półkach, blatach i łóżkach.
Zaryzykowaliśmy. Moi rodzice zaadoptowali jedynie Lagosa, bo ten przyjacielski i pakujący się non stop do łóżka grubas mógłby niechcący zrobić krzywdę prawie nieruchomemu niemowlakowi.
Zostały dwa futra. i uwierzcie, to był bardzo dobry pomysł.

NAJLEPSZY PRZYJACIEL KRZYSIA

Miki, bo to o nim miał być ten wpis bardzo szybko stał się najlepszym kumplem, opiekunem i przybocznym kotem Krzysia. To zadziwiające, jak stary, zdziwaczały kocur upodobał sobie piszczące alarmami i niemal nieruchome dziecko. Jest bardzo ostrożny, nigdy nie położył się na Krzysiu, nie podrapał go, nawet niechcący. Nie interesują go też Krzyśkowe rurki. Wpycha się jednak codziennie rano pod pachę Młodego albo pakuje w nogi jego łóżeczka. Pilnuje go podczas rehabilitacji (często kiedy wyczuwa zdenerwowanie swojego pana, przytula się napierając wręcz na niego i próbuje go "ratować"). Nasi terapeuci miewają poważny problem, żeby zrzucić to futro z kanapy, bo wczepia się w kocyk pazurami i otwarcie protestuje :)

Kot to kot. Bywa, że chadza własnymi ścieżkami i znika nam z pola widzenia na kilka godzin. Wystarczy jednak lekki spadek formy u Krzysia, infekcja, bóle czy płacze i już kocur tkwi wiernie jak strażnik u jego boku, podpiera jego plecki lub służy za wałek pod nóżki.
Najśmieszniej jest, kiedy wracamy do domu z jakiegoś dłuższego wyjazdu (czasem nawet zabranie Krzysia na kilkugodzinny spacer jest dla Mikiego okropnym przeżyciem). Przez kolejnych kilka dni kot nie odstępuje go niemal 24/24 patrząc na nas od czasu do czasu z wyrzutem w kocich oczach :)

Nie da się ukryć, że Krzysiek też uwielbia swojego przyjaciela. Jestem przekonana, że jest między nimi jakaś telepatyczna więź. Rozumieją się bez słów a czasem wydaje mi się, że leżąc "opowiadają" sobie nawzajem jakieś ciekawe historie w sobie tylko znanym niesłyszalnym dla nas kocio-krzysiowym języku :) Czy to się właśnie nazywa kototerapią?










2 komentarze:

  1. cudnie :) ale na poważnie to tak; istnieją nawet potwierdzone badaniami doniesienia ze świata medyczno-rehabilitacyjnego, że mruczenie kota pomaga w szybszym gojeniu się złamanych kości. Koty również pomagają przy wybudzaniu ze śpiączek. :) Korzystać trzeba koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne sa zdjecia tych dwojga! Gorace pozdrowienia, Krzys jest pieknym dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń