wtorek, 14 lipca 2015

Słoneczna niedziela

Miniony weekend zaliczyć możemy do bardzo udanych.
Krzyś był w dobrym humorze, nie marudził, brzuszek i ząbki chwilowo odpuściły i przespał prawie całą noc w swoim łóżeczku. Wspaniałe samopoczucie i słoneczna pogoda sprzyjały spacerom, postanowiliśmy więc w ramach oswajania go z jazdą samochodem i ogólnie ze światem zewnętrznym wybrać się do parku i pospacerować trochę po kieleckim deptaku. Bo dotychczas nasze spacery z respiratorem ograniczały się tylko do osiedlowych chodników. Aż wstyd przyznać, ale byliśmy z Krzysiem w parku tylko raz - jeszcze zanim wylądował w szpitalu. I cały tamten spacer przespał.

Tym razem nie zmrużył oka i z wielu powodów ta wycieczka była naprawdę super!

Po pierwsze, okazało się, że Krzysiek nie boi się już tak panicznie jazdy autem. Zaciekawiony wyglądał nawet przez okno i uśmiechał się do taty, którego wypatrzył we wstecznym lusterku. Bardzo nas to ucieszyło, bo za tydzień kolejna wizyta w Orthos w Warszawie a wciąż mamy ciarki na wspomnienie poprzedniej podróży.
Po drugie, nie zrobił na Krzysiu większego wrażenia gwar, tłumy krzyczących dzieciaków, muzyka w muszli koncertowej ani przejeżdżające parkową ścieżką rowery. Obawialiśmy się, że trzymany trochę pod kloszem, przestraszy się hałasu i nowych widoków ale on po raz kolejny pokazał nam jaki jest dzielny. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Zresztą spójrzcie tylko:

Krzyś na "Sienkiewce"...

...i w parku.


Nie kaczki, nie konik, nie fontanna i nie kolorowe klomby... największe wrażenie zrobiło na naszym synku stoisko z balonami napełnionymi helem.
Tak wymownie się w nie wpatrywał, że nie mogliśmy odmówić.
Przez resztę spaceru nie odrywał od swojego balonika oczu.



Kolejnym plusem tej wycieczki było to, że pomału pokonujemy opory przed zabieraniem Krisa w różne miejsca. No bo przecież trzeba się przygotować, spakować mnóstwo rzeczy (tak "na wszelki wypadek", choć większość okazuje się niepotrzebna), bo tyle zachodu a on się tylko może wystraszy i zestresuje. I tak się trochę sami "uziemiamy", zwłaszcza ja - przewrażliwiona krzyśkowa mama. Postanowiliśmy jednak, że będziemy traktować naszego syna tak normalnie jak to możliwe, zabierać tam, gdzie zabieralibyśmy go, gdyby był zdrowy. Nie chcemy, żeby spędził większość życia w łóżku, w swoim pokoju - wystarczy, że jesteśmy w domu uwięzieni przez prawie całą zimę.

Warto też wspomnieć, że Krzyś, mimo rurek, respiratora i Ambu na kolanach, wcale nie zwracał na siebie uwagi, chociaż naprawdę mało u nas na ulicach widuje się dzieci niepełnosprawnych (teraz zaczęłam to zauważać). Trochę zaciekawionych spojrzeń powędrowało w naszym kierunku tylko na Placu Artystów, kiedy akurat musieliśmy nagle małego odessać i przewentylować. Ale poza tym chyba nie wzbudzaliśmy sensacji. 

Kiedy zadowoleni wróciliśmy do domu, czekała na nas kolejna niespodzianka. Odwiedzili nas młodsi kuzyni Krzysia: Kasia i Tomek. I choć co jakiś czas bliźniaki podejmowały próby wyjęcia Krzysiowi sondy z noska, lub odłączenia go od respiratora (myślę, że wynikało to z dobrej woli i chęci pomocy braciszkowi) spędziliśmy miły, rodzinny wieczór.

"Krzychu, no po co ci ta rurka w nosie?"

"Ja tylko tak na chwilkę to zabiorę - na pewno ci przeszkadza!"


Łobuzy w komplecie :)

Zważyłyśmy też z siostrą nasze pociechy i ku naszej ogromnej radości okazało się, że Krzyś waży już ponad osiem kilo. Ta ósemka z przodu naprawdę wywołała u nas wybuch radości, bo od kilku miesięcy prawie nie przybierał na wadze, choć zwiększyliśmy kaloryczność jego posiłków dodając do nich regularnie między innymi żółtka i oliwę z oliwek.
Osiem kilo. Wreszcie!


Po dniu pełnym wrażeń Krzysztof dosłownie padł (a my zaraz po nim).



Życzymy sobie więcej takich pogodnych, spokojnych weekendów.
I Krzysia z uśmiechem na buziaku podczas wycieczek bliższych i dalszych.

1 komentarz:

  1. Ale chłopczyk rośnie. Cudownie, że Krzysiu zaczyna "wychodzić" do ludzi, że otoczenie go interesuje i że możecie tak fajnie spędzać czas. Pozdrawiam i wierzę że musi być dobrze.

    OdpowiedzUsuń